Nie od dziś wiem, że w pokoleniu naszych rodziców praca na etacie jest postrzegana jako stabilna i stała. Oni całe życie przepracowali w jednym miejscu. Jak opowiadam rodzicom, że zarobiłem robiąc to czy tamto, to oni zdają się odpowiadać "dobrze, fajnie, ale poszukaj sobie stałej pracy" (oczywiście najlepiej w urzędzie).
Zauważyłem ostatnio w moim życiu dość niepokojące mnie zjawisko - gdy moja
żona chodzi do pracy (czasem dniówki, czasem noce) - wtedy ja zajmuję
się dzieckiem. Jak żona wraca po nocy to idzie spać - i znowu ja zajmuję się
dzieckiem. Nasza mała jest już tak rozwinięta, że trzeba cały czas
mieć ją na oku, więc w tym czasie nie mogę nic zrobić, poza prostymi
czynnościami, nie wymagającymi skupienia. I wychodzi na to, że nie mam
kiedy pracować. A moja żona wymyśliła jeszcze, że poszuka sobie drugiego
etatu, no bo przecież nasza sytuacja materialna jest niezadowalająca.
Staram się ją przekonać, żebyśmy poszukali opiekunki do dziecka, żebym
ja mógł mieć więcej czasu na pracę. Swoją drogą to śmieszne - gdybym
znalazł pracę na etacie, to zaraz by żona szukała opiekunki. Ale jeśli
teraz mogę zarabiać na różne sposoby, ale nie mam etatu, to opiekunka
jest niepotrzebna. Wkurza mnie ten kult pracy na etacie w naszej kulturze.
Czy jest różnica między sytuacjami, gdy wstaję rano i idę osiem godzin siedzieć przy komputerze w biurze oraz jeśli wstaję rano i siedzę przed komputerem w swoim domu?
Doskonale wiem, że w naszym kraju są możliwości samodzielnego zarabiania pieniędzy, bez konieczności wynajmowania swojego czasu innym. Czasem zdarza się, że w ciągu kilku dni zarobię więcej, niż miesięczna wypłata mojej żony. Co w tym złego, że mi to zajmuje dużo mniej czasu? Jednak aby tego dokonać, należy włożyć dużo wysiłku i kreatywności.
Większości ludziom nie chce się pracować (myśleć), dlatego właśnie wybierają pracę na etacie. Umowa o pracę zapewnia im bezpieczeństwo (okres wypowiedzenia umowy, pakiet socjalny) oraz wygody (gwarantowany urlop, wolne weekendy). Ale nic więcej.
Ja jestem zagorzałym wrogiem pracy na etacie. Gdy przeglądam oferty pracy, to prawie zawsze dochodzę do tego samego wniosku - że nie mógłbym wykonywać danego zajęcia dla kogoś, bo gdybym to zrobił samodzielnie, to zarobiłbym znacznie więcej.
"Gdy przeglądam oferty pracy, to prawie zawsze dochodzę do tego samego wniosku - że nie mógłbym wykonywać danego zajęcia dla kogoś, bo gdybym to zrobił samodzielnie, to zarobiłbym znacznie więcej."
OdpowiedzUsuńTo oczywiste - pracodawca musi jeszcze opłacić olbrzymie składki (które są dużo mniejsze dla umów o dzieło i zlecenie) i sam osiągnąć zysk. Umowa o pracę to relikt czasów wielkich fabryk. Obecnie, w dobie internetu staje się przeżytkiem w branży specjalistycznych usług czy nawet produkcji.
Tu nie chodzi o pracę na tej czy innej umowie ale o fakt pracy w domu.
OdpowiedzUsuń1.Gdybyś pracował na etacie zdalnie miałbyś te same problemy
2. Gdybyś był adwokatem albo dentystą miałbyś już nianię
Niestety Twoi rodzice i żona mają rację, bo fakt jest taki, że pracując na etacie, jesli zrobisz, to co masz do zrobienia, resztę czasu poświęcasz sobie na to co tam robisz, żeby zarobić. Różnica jest taka, że na etacie masz stałą pensję i socjal plus to co sobie tam z(a)robisz... a siedząc 8 godzin gdzies w biurze bez dziecka na oku na pewno zrobisz więcej, niż w domu. Zatem, moim zdaiem, to lenistwo z Twojej strony, że nie szukasz pracy, bo oczywiście siedzenie 8 godzin poza domem wymaga pewnych nakładów pracy związanych z wyjściem z domu i dojazdem do pracy plus poranne wstawanie... a Panu się chyba nie chce...
OdpowiedzUsuńUwazam tak samo jak panna Anna, to Twoje lenistwo każe tak mówić.
OdpowiedzUsuńTak, tak, oczywiście, lenistwo. Zgadzam się z PT Leń, że problemem nie jest typ zatrudnienia, ale miejsce wykonywania obowiązków. A panna Anna i janek95e podejrzewam, że nigdy nie pracowali zdalnie dlatego wartość merytoryczna ich komentarzy jest bliska zera.
OdpowiedzUsuńUmowa o pracę zapewnia im bezpieczeństwo :
OdpowiedzUsuń*środki z zakładowego funduszu socjalnego
* wypłatę odszkodowania w przypadku plajty pracodawcy (Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych)
*okres wypowiedzenia(czasem odprawę)
* ubezpieczenie wypadkowe (co by się stało z twoją rodziną gdyby powiedzmy potrąciłby cię nieznany sprawca i musiałbyś przeleżeć 6 miesięcy w gipsie ? )
*ubezpieczenie chorobowe z którego można skorzystać już po 3 dniach , zamiast po 30 dniach choroby
* czasem wyższe ryczałtowe koszty przychodu (honorarium autorskie)
* odszkodowanie za pracę w godzinach nadliczbowych lub nocnych
* diety wolne od podatku w wypadku wyjazdów służbowych
* dodatkowy urlop w wypadku posłania na studia
* wyższy scoring kredytowy
* stały dochód na koniec miesiąca a nie X dni później
* łatwiejszą egzekcuję wynagrodzenia
* możliwość zrzeszania się w związku zawodowym w celu polepszenia warunków pracy
* potencjalnie wyższe emerytury ( oczywiście mozna twierdzić że cały system się zawali, tylko wtedy najprawdopodbniej rząd po prostu dodrukuje pieniądze,więc stracą głównie osoby posiadające oszczędności w instrumentów pieniężnych;))
My tu sobie dywagujemy o pracy na etacie w urzędzie, gdzie siedzi się przy kompie i można sobie tam robić różne rzeczy, jeśli monitor jest tyłem do wejście i do szefa... i tak praca na etacie z pewnością pozwala dorobić, ale zastanówmy sie nad biedną żoną Biednego Ojca, która tyra na zmiany, podejrzewam, że na pewno nie w biurze a tatuś siedzi w domu, pewnie całymi dniami ogląda pornosy i jeszcze chce opiekunkę do dziecka. Człowieku, wróżę rychły rozpad Twojego małżeństwa, bo nie wiem ile Twoja żona jeszcze to uciągnie, bo śmiem twierdzić, że to jednak ona, pomimo niekiedy niższego przychodu niż Twój zarobek, utrzymuje dom, bo przecież dziecko na pewno jest na jej ubezpieczeniu. Jak bez jej etatu ubezpieczyli byście zdrowotnie dziecko? Także nie oszukujmy się waletowanie robocze jest dobre, jak nie ma dzieci. Myślę, że Twoja żona i rodzice są świadomi niestabilności Twojej sytuacji finansowej, a ja bym nawet powiedziała całego małżeństwa, przecież facet, jak siedzi w chacie to "dziadzieje" a Twoja małżonka codziennie chodzi do ludzi i tylko patrzeć, kiedy sobie znajdzie kogoś z ambicjami etatowymi. Lepiej przyjrzyj się swojej żonie, czy przypadkiem nie stroi się do pracy jakoś bardziej niż zwykle...
OdpowiedzUsuńCzytam wasze komentarze i dochodzę do wniosku, że rodzina autora to pikuś w porównaniu z waszym kultem etatu i harowania dla innych. A każdego kto nie pasuje do wzorca i o zgrozo ośmiela się to napisać, najchętniej byście ośmieszyli. Tak wam to uwiera, przeszkadza?
OdpowiedzUsuńBO, szukaj opiekunki na własną rękę, nie widzę powodu byś szukanie opiekunki przerzucał na nią albo potrzebował jej zgody by zacząć poszukiwania. Wybierz jakąś sensowną (sensownego, w końcu kto powiedział że to musi być kobieta), a znacznie łatwiej będzie przekonać małżonkę.
Praca w domu z dzieckiem na karku to najgorsze co może być. Uwierz mi że nie napracujesz się, a z czasem będzie tylko gorzej bo dziecko będzie wymagało coraz większej uwagi, zacznie chodzić, zacznie broić, zacznie bałaganić. Przerabiałem to w dokładnie takim samym modelu jak twój. Moja rada, póki nie jest za późno dla Ciebie. Opiekunka do dziecka ewentualnie babcia jeśli macie możliwości, a ty spadaj z domu jak najdalej, bo ze stereotypami etatowców nie wygrasz stracisz tylko nerwy. Może działa u ciebie coś takiego jak coworking, wynajmij sobie biurko i pracuj - efekt będzie taki jakbyś wychodził do pracy - odbierasz argumenty malkontentom, ale zachowasz niezależność i będziesz miał spokój, zorientuj się.
OdpowiedzUsuń@Panna Anna, dziecko nie jet na niczyim ubezpieczeniu :) ma prawo do darmowego leczenia niezależnie od ubezpieczenia rodziców. A tak poza tym to współczuje światopoglądu.
Ile razy bym nie czytał tego wpisu, to za każdym razem wychodzi, że problemem nie jest etat bądź jego brak, problemem jest żona, i jej podejście...
OdpowiedzUsuńAle to tylko mój, chory, punkt widzenia ;).
Pozdrawiam.
W pracy na etacie chodzi też o pewnego rodzaju odpowiedzialność, poczucie bycia potrzebnym jakiejś społeczności, no i sam kontakt z ludźmi, możliwości awansu, starania.
OdpowiedzUsuńAle każdy może mieć swój pogląd i należy to szanować, ważne żeby być szczęśliwym i spełnionym:)
Fajnie to ująłeś, moim zdaniem praca na etacie, kiedy lubi się to co się robi i ludzi z którymi się pracuje jest znacznie bardziej "przyjazna" niż praca w domu. Sam też pracuję w domu i mimo że zarobię czasem 10krotność średniej krajowej to wiem doskonale, że nie zawsze jest różowo a rodzina "na karku" nieraz nie pozwala na pełne skupienie i oddanie się zajęciu. Trzeba mieć biuro.
OdpowiedzUsuńPani Aniu ma Pani też ciekawy pogląd choć raczej mocno skrajny, praca w domu jest nieraz (a w zasadzie zawsze) cięższa od tej na etacie. Człowiek nie robi zadań w tempie ślimaka i nie patrzy na zegarek w trybie ile do przerwy, człowiek patrzy na zegarek w trybie ile jeszcze mam czasu. Często robi ogrom pracy i nie zdąża, pracuje nocami. Praca w domu trwa zazwyczaj ciągle.
heh. Cieszę się, że znalazłem Twojego bloga. Mam identyczną sytuację. Zajmuję się na co dzień 1,5 i 9 letnimi synami. Żona wychodzi o 7 rano do pracy na etacie w znanej korporacji wraca o 16.30 do domu. Obiady, szkoła, pieluchy, zabawa z dziećmi, lekcje to moja brocha. Oprócz tego prowadzę interes internetowy więc w chwilach kiedy teściowa się zlituje i zajmie się młodszym dzieckiem mam czas by się skupić na pracy. Moja praca to jeżdżenie do klientów (w promieniu 50 km od domu) oraz programowanie i inne umysłowe roboty przy komputerze. Czasu na to nie mam wiele jakieś 12-20 godzin tygodniowo bez młodszego dziecka. W tym muszę mieć czas żeby przygotować obiad, zrobić zakupy, sprzątanie, przywieść, odwieść rodzinkę, więc na typową pracę zostaje jeszcze kilka godzin mniej. W tym roku zrobiłem sobie zestawienie zarobków i wyszło, że kilka miesięcy zarobiłem więcej od żony, kilka na zbliżonym poziomie i jakieś dwa miesiące z zarobkiem jakieś 1300-1500 zł na msc. Konkluzja: Prawie codziennie słyszę, że się "opierdalam" bo? bo nie pracuję (czytaj nie mam pracy stałej czyli pewnej, bezpiecznej, przewidywalnej etc). Od miesiąca żona chodzi zestresowana bo mają redukować etaty w jej firmie. Ja mam jakiś 300 klientów i trudno żeby wszyscy na raz zrezygnowali z moich usług. Więc, która praca tak na prawdę jest pewniejsza? Pomijam takie kwestie, że wszystko co zrobię w pracy idzie na moje konto. Żona dostaje pensje i tyle wynagrodzenia za wkład pracy i czasu jaki poświęca na zarobkowanie. Jednak ciągle słyszę od żony, teściów czy nawet mojego ojca żebym się wziął za prawdziwą robotę... i miej tu motywację do walki o przetrwanie. Gdyby to kobieta zajmowała się dziećmi to oczywiście ona pracuje bo dom to ciężka praca, a moim psim obowiązkiem byłoby zarobić na utrzymanie jej i dzieci oraz domu.
OdpowiedzUsuń@Bab
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze Cię rozumiem. Ja wreszcie się poddałem i poszedłem do "pracy".